wtorek, 11 września 2012

Spływ kajakowy 2012


Nie bądź ciec, na spływ jedź. Takim to oto chwytliwym hasłem reklamuje AKT WATRA swoje wakacyjne spływy kajakowe. Jako, że cieciem nie jestem więc podjąłem wyzwanie. Entuzjazm, z jakim obwieściłem rodzince propozycje spędzenia wakacji spotkał się z dość sceptyczną miną Kasi, której kajaki kojarzyły się tylko z mokrym tyłkiem i wywrotkami. Na nic zdały się moje zapewnienia, że wywrotki nie będzie, a jedyny kontakt z woda będzie podczas mycia i dobrowolnych kąpieli, a jedyną wywrotkę jaką zaliczyłem na spływie była bardzo dawno temu , za lat mojej młodości (nie, wcale nie wtedy gdy po ziemi chodziły jeszcze dinozaury). Niemniej urok osobisty i ciągłe marudzenie
( z naciskiem na to drugie) zaowocowały zgodą na wyjazd kajakowy. Udało się zebrać więcej osób z dziećmi i spływ okazał się spływem rodzinnym.
Cieszyłem się bo w założeniu miał to być spływ lajtowy, bez specjalnego przemęczania się. Wiadomo małe dzieci, kobiety ciężarne, ludzie pierwszy raz na kajakach – trzeba uważać i nie przesadzać. Dopiero później miałem okazję przekonać się jak bardzo się myliłem….


Plan zakładał start na Rospudzie i dopłynięcie do Augustowa, a w zależności od czasu zakończenie spływu lub powiosłowania trochę dalej kanałem. W ostatniej niemalże chwili zmieniliśmy miejsce startu omijając najcięższy odcinek Rospudy i  zwodowaliśmy kajaki w miejscowości Bakałarzewo. 

Pierwszy dzień spływu poświęciliśmy na dowóz kajaków, odwiezienie przyczepy, rozlokowanie aut na trasie i powrót w miejsce wodowania. Operacja logistyczna na miarę lądowania w Normandii. Ale udało się. Kajaki i Spływowicze znaleźli się w jednym miejscu w jednym czasie. Spływ czas zacząć… i zakończyć na pierwszym jeziorku z polaną nadającą się na biwak. Wszyscy byli zmęczeni drogą więc nie było co się szarpać. Zaczniemy od jutra….

Doświadczenie wyniesione ze studenckich spływów podpowiadało mi, że wyśpię się, zjemy, poskładamy namioty i wypłyniemy ok. 12-13. Nie przewidziałem, że dzieci nie były na żadnym spływie studenckim i nie znały reguł na nich panujących. Ochoczo wstały z samego rana, tak, że ok. 10,30 byliśmy spakowani, pojedzeni i gotowi do wypłynięcia. I tak do końca spływu… Początkowo zakładaliśmy ok. 10 km dziennie z uwagi na dzieci. Jednak one okazały się na tyle dobrymi pasażerami że prawie podwoiliśmy dzienne dystanse. Momentami brakowało tylko bębenka do wybijania rytmu wiosłowania i galera pełną gębą.



Kajak pomimo swoich niewielkich rozmiarów pomieścił naszą trójkę (a w zasadzie 3,5 osoby) wraz z całym inwentarzem. Umiejętne upakowanie wszystkich bambetli pozwoliło na wygospodarowanie miejsca do spania dla Lenki, które ochoczo testowała każdego dnia. 

Do Augustowa dopłynęliśmy już po kilku dniach. Nocowaliśmy w ośrodku Szekla gdzie zostawiliśmy nasze auto. Po uzyskanie zgody na rozbicie namiotów, co wcale nie było takie proste, poszliśmy spać do pokoju :) . Okazało się, że w cenie namiotów otrzymamy pokój 8 osobowy . Bliskość łazienki z ciepłą wodą oraz zbliżająca się burza przekonały nas do słuszności wyboru tego noclegu.

Kolejny dzień poświęciliśmy na zwiedzanie Augustowa, przesuszenie namiotu, przepakowanie sakw i pozostawienie niepotrzebnych rzeczy w aucie.Po południu ruszyliśmy dalej kanałem Augustowskim w kierunku Biebrzy. 


Kanał Augustowski jest dość nudnym odcinkiem spływu. Proste odcinki i stojąca woda bardzo się dłuży, dlatego w pierwszym możliwym momencie odbiliśmy na Nettę. W ostatniej chwili dopłynęliśmy do miejsca biwaku i w trybie ekspresowym ewakuowaliśmy się na brzeg pod daszek. Resztę wieczoru spędziliśmy obserwując burzę i rozstawić namioty w przerwach między opadami.
 
Od następnego dnia, aż do końca spływu zaczęły się niesamowite upały. Piliśmy litry wody, kąpaliśmy się co chwila w rzece ale mimo to byliśmy wykończeni. W Dębowie w sklepie u Sołtysa zrobiliśmy zapasy wody pitnej i popłynęliśmy dalej . Spływ po Biebrzy w takim upale jest strasznie męczący. Brak drzew na brzegach, słaby nurt i jednostajny krajobraz powodował, że ten odcinek ciągnął się jak Moda na Sukces. 

Spływ zakończyliśmy w Dolistowie, skąd zawieźliśmy kajaki do bazy i pojechaliśmy po auta pozostawione w Augustowie. Gdyby nie upał i ograniczenia czasowe na pewno popłynęlibyśmy do Goniądza lub Osowca. Może następnym razem…

Podsumowując spływ bardzo udany a sama idea spływów rodzinnych bardzo trafiona. Lenka była najmłodszym uczestnikiem, ale dzięki pozostałym dziewczynom, które się z nią bawiły bardzo miło wspomina kajaki. Mam nadzieję ze w kolejnych latach jej zapał nie wygaśnie i uda się jeszcze gdzieś powiosłować. (w czwórkę będzie ciężko chyba że kupimy przegubowy kajak :) )






2 komentarze:

  1. super
    napisane z jajem
    zazdroscimy
    musimy sie kiedys skusić

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękujemy bardzo za komentarz :) My oczywiście serdecznie zapraszamy na spływ :) Ale najpierw rowerki pliz a potem to mogą być te kajaki. Tylko nie wiem jak to z będzie z dwójką dzieci w kajaku :D Ale jak to mówią dla chcącego nic trudnego

    OdpowiedzUsuń